Thomas
Siedzę
na łóżku w swoim pokoju, a obok mnie liże się Ramsay. Przed sobą
mam telefon z wybranym numerem do Nicka. Z nerwów obgryzam paznokieć
kciuka oraz kiwam się w przód i w tył, jakbym miał chorobę
sierocą. Wydaje mi się, że powinienem mu o tym powiedzieć. W
końcu stało się to, do czego mnie bardzo namawiał, a przez co się
pokłóciliśmy. W końcu powiedziałem mamie, co działo się ze mną
przez ostatnie dwa lata oraz dlaczego wyglądam jak wrak człowieka i
wieszak na ubrania w jednym.
Płakałem,
kiedy starałem się jej wszystko wytłumaczyć. Ona również
płakała, ale mimo to nadal myślała trzeźwo. Mocno przytulała
mnie do swojej piersi i cicho szeptała uspakajające słowa.
To
było żałosne i kojące za razem. Żałosny byłem ja. Wpadłem w
niekontrolowaną histerię, przepraszałem za rzeczy, na które nie
miałem w pływu. Byłem jak małe dziecko, które podczas płaczu
ślini się i obsmarkuje. Kojące były jej słowa i ramiona.
Obiecywała, że wszystkim się zajmie, pomoże mi stanąć na nogi.
Podziwiam ją. Dowiedziała się tylu okropnych rzeczy, a jednak
wciąż trwa przymnie. Przytulała mnie tak mocno, że miałem
wrażenie iż chce ukryć mnie przed całym światem. Schować w
swoich ramionach, aby już nigdy nic złego mnie nie spotkało.
Przecieram
twarz dłonią. Nawet gdybym do niego zadzwonił, to czy byłbym w
stanie wydusić z siebie chociaż dwa logicznie ułożone zdania? W
dodatku po płaczu brzmię jak stary alkoholik.
Spuszczam
głowę, wzdychając ciężko. Mokre, poplątane kosmyki włosów
opadają mi na twarz; nie mam siły ich poprawić.
Nagle
do mojego pokoju wchodzi mama. Ma na sobie luźne spodnie w kratę i
spraną koszulkę; w ręku trzyma szczotkę do włosów i ręcznik.
-
Co tak modlisz się nad tym telefonem? - pyta uśmiechając się
lekko.
Siada
za mną i zaczyna osuszać mi włosy ręcznikiem. Jakby przewidziała,
że pozostawię je mokre i splątane.
-
Pomyślałem, że zadzwonię do Nicka – wyznaję. Ukrywanie przed
nią czegokolwiek straciło najmniejszy sens.
-
To ten chłopak, który ostatnio u nas nocował? Dlaczego akurat do
niego? - W jej głosie nie słyszę niczego negatywnego. Raczej jest
to zwykła ciekawość.
-
On bardzo mi pomaga z… z tym wszystkim co się dzieje. To on
namawiał mnie bym ci w końcu powiedział – parskam.
Ten
uparty kretyn miał rację. Teraz czuję się zdecydowanie lepiej,
lżej. Jakbym przez tę rozmowę pozbył się wielkiego głazu z
serca. Łatwiej mi się oddycha.
-
Będę musiała mu podziękować. - Przerywa suszenie moich włosów
i przytula mnie od tyłu. Zaciskam palce na jej przedramieniu i
opieram lekko głowę na jej skroni.
-
Tak, ja też.
Rozczesuje
moje włosy. Tak samo jak Nick, zaczyna od końcówek. Oboje robią
to dokładnie i delikatnie, a jednak wyłapuję tą małą różnicę.
Mama robi to z troską, zaś on jakby z … pasją. Jego dłonie
leniwie sunęły po śliskich kosmykach, nieświadomie masowały
skórę głowy; podziwiał jak postrzępione końce opadały na moje
plecy. Wtedy czułem, jakby między nami przepływał jakiś
elektryczny impuls, trochę bolesny, ale bardzo przyjemny. Taki,
który sprawia, że wstrzymuje się oddech i przymyka powieki, chcąc
chłonąć jak najwięcej z tej ulotnej chwili.
-
Zadzwoń do niego – mówi, uśmiechając się. Zaraz potem wychodzi
z pokoju i znów zostaję sam na sam z moimi myślami.
Nie
powinno być źle. Przecież to Nick Brown. Chłopak z syndromem
Matki Teresy, który już zdążył zobaczyć mnie w najgorszym
możliwym stanie.
Spoglądam
na godzinę - dwudziesta pierwsza. Jutro szkoła, ale nawet on nie
będzie spał o tej godzinie. Pewnie właśnie okupuje telefon i z
kimś pisze, jak zawsze, kiedy tylko ma wolną chwilę. Ciekawe z
kim…
Szybko
odblokowuję telefon i naciskam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał,
drugi, trzeci…
-
Halo?
-
Za halo to w mordę walą.
Kurwa,
czy ja naprawdę to powiedziałem?
Uderzam
się otwartą dłonią w czoło. Jak mogłem rzucić tak debilnym
tekstem? Chcę zapaść się pod ziemię.
-
Ile ty masz lat? Cztery? - parska śmiechem.
-
Pięć i pół – prycham.
-
Ah, to już ten wiek. Jak te dzieci szybko rosną, jeszcze niedawno
biegałeś na wf’ie z koszulką z Iron Manem. Pamiętam, jakby to
było wczoraj.
-
Kretyn.
-
Czekaj, czekaj… Tak! Przecież to było wczoraj.
-
Mam się rozłączyć? - pytam z udawaną pretensją.
-
Nie, dlaczego? Przyjemnie mi się z tobą rozmawia.
A
mnie przyjemnie serce przyśpiesza, zaś żołądek robi fikołka.
Przecież doskonale wiem, że się nabija, a mimo to robię sobie
nadzieję. Jestem skończonym idiotą.
Biorę
głębszy wdech.
-
Powiedziałem mamie – wyznaję w końcu.
Nick
-
To świetnie – mówię z entuzjazmem i zrywam się do siadu. - Co
konkretnie jej powiedziałeś?
-
Wszystko. Dosłownie. I zdecydowanie więcej niż tobie.
-
Teraz czuję się gorszy - udaję obrażonego, na co Thomas śmieje
się krótko. - A tak serio, to cieszę się. Bardzo.
-
Dziękuję. Za wszystko.
Opieram
się plecami o ścianę. W palcach miętolę kawałek kołdry.
Uśmiecham się sam do siebie, jak kretyn. Czuję dumę i rozczulenie
i, o matko, czy ja się rumienię? Te cholerne wypieki na policzkach
miałem może z pięć razy w życiu. To jakieś dziesięć razy
mniej od Thomasa. On rumieni się dosłownie co chwilę. Wygląda
uroczo z tymi czerwonymi plamkami i wieczne roztrzepanymi włosami.
Kiedy jest zawstydzony, to często jeszcze zagryza wargę i chyba
robi to nieświadomie. Wtedy jego usta są jeszcze bardziej…
kuszące.
Nigdy
wcześniej nie myślałem tak o innym chłopaku. Też nie jest tak,
że nagle u każdego faceta zacząłem zauważać coś wyjątkowego
czy podniecającego. To jest… To tylko Thomas. Tylko. Nikt inny tak
na mnie nie działa. Trochę to dziwne i przerażające, ale chyba
powoli oswajam się z tym faktem. Bo to miłe czuć, że kogoś darzy
się tym specjalnym uczuciem. Człowiek czuje się wtedy lżejszy,
jakby unosił się nad ziemią. Serce bije szybciej; nieświadomie
ciągle wypatruje się tej szczególnej osoby, a ciało samo do niej
lgnie. Chyba właśnie dlatego ciągle jestem przy Thomasie.
Czy
w dwa miesiące można uznać kogoś za wyjątkowego? Czy to aby nie
za krótko, by szczeniacko się zakochać?
-
Chciałbym być teraz obok ciebie – mówię na wdechu. Serce wali
mi jak młotem, a dłonie zaczynają się pocić.
-
A j-ja bym chciał, żebyś był teraz obok mnie – słyszę, jak
głos mu się łamie z nerwów. Oczami wyobraźni widzę jego rumianą
jak jabłko twarz, jak zagryza wargę i próbuje się ukryć za
kurtyną z włosów. Rozczulające i pociągające.
-
Przenieśli nam wf na pierwszą lekcję – przypominam sobie nagle.
- Załóż koszulkę z Iron Manem.
-
Kretyn.
Szczerze uwielbiam to opowiadanie...
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję <3
Usuń