Rozdział 16

Thomas

Siedzę na łóżku w swoim pokoju, a obok mnie liże się Ramsay. Przed sobą mam telefon z wybranym numerem do Nicka. Z nerwów obgryzam paznokieć kciuka oraz kiwam się w przód i w tył, jakbym miał chorobę sierocą. Wydaje mi się, że powinienem mu o tym powiedzieć. W końcu stało się to, do czego mnie bardzo namawiał, a przez co się pokłóciliśmy. W końcu powiedziałem mamie, co działo się ze mną przez ostatnie dwa lata oraz dlaczego wyglądam jak wrak człowieka i wieszak na ubrania w jednym.

Płakałem, kiedy starałem się jej wszystko wytłumaczyć. Ona również płakała, ale mimo to nadal myślała trzeźwo. Mocno przytulała mnie do swojej piersi i cicho szeptała uspakajające słowa.
To było żałosne i kojące za razem. Żałosny byłem ja. Wpadłem w niekontrolowaną histerię, przepraszałem za rzeczy, na które nie miałem w pływu. Byłem jak małe dziecko, które podczas płaczu ślini się i obsmarkuje. Kojące były jej słowa i ramiona. Obiecywała, że wszystkim się zajmie, pomoże mi stanąć na nogi. Podziwiam ją. Dowiedziała się tylu okropnych rzeczy, a jednak wciąż trwa przymnie. Przytulała mnie tak mocno, że miałem wrażenie iż chce ukryć mnie przed całym światem. Schować w swoich ramionach, aby już nigdy nic złego mnie nie spotkało.

Przecieram twarz dłonią. Nawet gdybym do niego zadzwonił, to czy byłbym w stanie wydusić z siebie chociaż dwa logicznie ułożone zdania? W dodatku po płaczu brzmię jak stary alkoholik.
Spuszczam głowę, wzdychając ciężko. Mokre, poplątane kosmyki włosów opadają mi na twarz; nie mam siły ich poprawić.

Nagle do mojego pokoju wchodzi mama. Ma na sobie luźne spodnie w kratę i spraną koszulkę; w ręku trzyma szczotkę do włosów i ręcznik.

- Co tak modlisz się nad tym telefonem? - pyta uśmiechając się lekko.

Siada za mną i zaczyna osuszać mi włosy ręcznikiem. Jakby przewidziała, że pozostawię je mokre i splątane.

- Pomyślałem, że zadzwonię do Nicka – wyznaję. Ukrywanie przed nią czegokolwiek straciło najmniejszy sens.

- To ten chłopak, który ostatnio u nas nocował? Dlaczego akurat do niego? - W jej głosie nie słyszę niczego negatywnego. Raczej jest to zwykła ciekawość.

- On bardzo mi pomaga z… z tym wszystkim co się dzieje. To on namawiał mnie bym ci w końcu powiedział – parskam.

Ten uparty kretyn miał rację. Teraz czuję się zdecydowanie lepiej, lżej. Jakbym przez tę rozmowę pozbył się wielkiego głazu z serca. Łatwiej mi się oddycha.

- Będę musiała mu podziękować. - Przerywa suszenie moich włosów i przytula mnie od tyłu. Zaciskam palce na jej przedramieniu i opieram lekko głowę na jej skroni.

- Tak, ja też.

Rozczesuje moje włosy. Tak samo jak Nick, zaczyna od końcówek. Oboje robią to dokładnie i delikatnie, a jednak wyłapuję tą małą różnicę. Mama robi to z troską, zaś on jakby z … pasją. Jego dłonie leniwie sunęły po śliskich kosmykach, nieświadomie masowały skórę głowy; podziwiał jak postrzępione końce opadały na moje plecy. Wtedy czułem, jakby między nami przepływał jakiś elektryczny impuls, trochę bolesny, ale bardzo przyjemny. Taki, który sprawia, że wstrzymuje się oddech i przymyka powieki, chcąc chłonąć jak najwięcej z tej ulotnej chwili.

- Zadzwoń do niego – mówi, uśmiechając się. Zaraz potem wychodzi z pokoju i znów zostaję sam na sam z moimi myślami.

Nie powinno być źle. Przecież to Nick Brown. Chłopak z syndromem Matki Teresy, który już zdążył zobaczyć mnie w najgorszym możliwym stanie.
Spoglądam na godzinę - dwudziesta pierwsza. Jutro szkoła, ale nawet on nie będzie spał o tej godzinie. Pewnie właśnie okupuje telefon i z kimś pisze, jak zawsze, kiedy tylko ma wolną chwilę. Ciekawe z kim…

Szybko odblokowuję telefon i naciskam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi, trzeci…

- Halo?

- Za halo to w mordę walą.

Kurwa, czy ja naprawdę to powiedziałem?
Uderzam się otwartą dłonią w czoło. Jak mogłem rzucić tak debilnym tekstem? Chcę zapaść się pod ziemię.

- Ile ty masz lat? Cztery? - parska śmiechem.

- Pięć i pół – prycham.

- Ah, to już ten wiek. Jak te dzieci szybko rosną, jeszcze niedawno biegałeś na wf’ie z koszulką z Iron Manem. Pamiętam, jakby to było wczoraj.

- Kretyn.

- Czekaj, czekaj… Tak! Przecież to było wczoraj.

- Mam się rozłączyć? - pytam z udawaną pretensją.

- Nie, dlaczego? Przyjemnie mi się z tobą rozmawia.

A mnie przyjemnie serce przyśpiesza, zaś żołądek robi fikołka. Przecież doskonale wiem, że się nabija, a mimo to robię sobie nadzieję. Jestem skończonym idiotą.

Biorę głębszy wdech.

- Powiedziałem mamie – wyznaję w końcu.


Nick

- To świetnie – mówię z entuzjazmem i zrywam się do siadu. - Co konkretnie jej powiedziałeś?

- Wszystko. Dosłownie. I zdecydowanie więcej niż tobie.

- Teraz czuję się gorszy - udaję obrażonego, na co Thomas śmieje się krótko. - A tak serio, to cieszę się. Bardzo.

- Dziękuję. Za wszystko.

Opieram się plecami o ścianę. W palcach miętolę kawałek kołdry. Uśmiecham się sam do siebie, jak kretyn. Czuję dumę i rozczulenie i, o matko, czy ja się rumienię? Te cholerne wypieki na policzkach miałem może z pięć razy w życiu. To jakieś dziesięć razy mniej od Thomasa. On rumieni się dosłownie co chwilę. Wygląda uroczo z tymi czerwonymi plamkami i wieczne roztrzepanymi włosami. Kiedy jest zawstydzony, to często jeszcze zagryza wargę i chyba robi to nieświadomie. Wtedy jego usta są jeszcze bardziej… kuszące.
Nigdy wcześniej nie myślałem tak o innym chłopaku. Też nie jest tak, że nagle u każdego faceta zacząłem zauważać coś wyjątkowego czy podniecającego. To jest… To tylko Thomas. Tylko. Nikt inny tak na mnie nie działa. Trochę to dziwne i przerażające, ale chyba powoli oswajam się z tym faktem. Bo to miłe czuć, że kogoś darzy się tym specjalnym uczuciem. Człowiek czuje się wtedy lżejszy, jakby unosił się nad ziemią. Serce bije szybciej; nieświadomie ciągle wypatruje się tej szczególnej osoby, a ciało samo do niej lgnie. Chyba właśnie dlatego ciągle jestem przy Thomasie.
Czy w dwa miesiące można uznać kogoś za wyjątkowego? Czy to aby nie za krótko, by szczeniacko się zakochać?

- Chciałbym być teraz obok ciebie – mówię na wdechu. Serce wali mi jak młotem, a dłonie zaczynają się pocić.

- A j-ja bym chciał, żebyś był teraz obok mnie – słyszę, jak głos mu się łamie z nerwów. Oczami wyobraźni widzę jego rumianą jak jabłko twarz, jak zagryza wargę i próbuje się ukryć za kurtyną z włosów. Rozczulające i pociągające.

- Przenieśli nam wf na pierwszą lekcję – przypominam sobie nagle. - Załóż koszulkę z Iron Manem.

- Kretyn.




Komentarze

Prześlij komentarz